Afera Anny Jaruckiej (2005)

[Powrót do afer III RP]

Afera Anny Jaruckiej.

Sprawa rozpoczęła się w połowie sierpnia 2005 roku, gdy trwała prezydencka kampania wyborcza. Ówczesny marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz reprezentujący SLD był w niej bardzo mocnym kandydatem do zwycięstwa. Problemy zaczęły się, gdy jego była asystentka z czasów gdy był szefem MSZ Anna Jarucka zeznając przed komisją śledczą ds. Orlenu, przekazała komisji śledczej oświadczenie, że jej szef, Włodzimierz Cimoszewicz kłamał podczas zeznań przed komisją mówiąc, że pomylił się nie wpisując akcji Orlenu do oświadczeń majątkowych.

Cimoszewicz zeznał przed komisją, że w lipcu 2000 roku kupił akcje Orlenu za pieniądze córki i zięcia, którzy mieszkają w USA, oraz za kredyt. Gdy na jesieni 2001 roku został szefem MSZ w rządzie Leszka Millera, postanowił pozbyć się ich pozbyć, by jak powiedział „nie stwarzać żadnych dwuznaczności”. Akcje sprzedał dopiero na początku stycznia następnego roku nie osiągając z nich żadnego zysku.

Posłom powiedział, że wpisał akcje do oświadczenia majątkowego, które wypełnił na początku kadencji Sejmu, ale nie zrobił tego w oświadczeniu za cały 2001 rok, bo się pomylił i wymienił w dokumencie nie to, co miał 31 grudnia 2001 roku, ale stan posiadania z kwietnia 2002 roku, kiedy wypełniał dokument.

Właśnie to zeznanie podważyła Anna Jarucka mówiąc, że na prośbę szefa zmieniła jego deklarację majątkową i usunęła informację o akcjach Orlenu. ABW potwierdziła, że przeszukała mieszkanie Jaruckiej, bo podejrzewała ją o wynoszenie tajnych depesz dyplomatycznych z MSZ, i faktycznie znalazła oświadczenie Cimoszewicza, ale bez wpisanych akcji Orlenu. Jarucka przedstawiła też upoważnienie, które wystawił jej Cimoszewicz do podmiany oświadczeń.

Posłowie postanowili powiadomić prokuraturę o składaniu przez Cimoszewicza fałszywych zeznań. Dodatkowo w tajnej kancelarii KPRM odnalazły się aż trzy oświadczenia byłego szefa MSZ za 2001 rok z 22 stycznia 2002 roku, 2 kwietnia 2002 roku i 22 kwietnia 2002 roku, z tą ostatnią datą wpłynęło także jego oświadczenie do Sejmu. W żadnym z dokumentów nie było mowy o akcjach Orlenu. Prokuratura wkrótce oświadczyła, że upoważnienie do podmiany oświadczeń ujawnione przez Jarucką jest fałszywe.

Dziwny też był sposób w jaki dotarła ona przed komisję śledczą. Zwierzyła się ze sprawy swojemu ginekologowi, który skontaktował ją z byłym funkcjonariuszem UOP, a wówczas doradcą szefa ABW Wojciechem Brochowiczem. Ten z kolei poznał ją z członkiem komisji orlenowskiej i politykiem PO, a także byłym oficerem wywiadu, Konstantym Miodowiczem, który pomógł Jaruckiej spisać oświadczenie dla komisji. Cimoszewicz twierdził, że było to działanie służb, mające go zdyskredytować.

Już w trzy tygodnie od po wybuchu afery prokuratura uznała, że Jarucka nie mówi prawdy i mogła działać w ramach zemsty za odmówienie przez Cimoszewicza załatwienia jej mężowi posady w Rzymie. Prokuratura umorzyła śledztwo, liczne błędy marszałka w oświadczeniach majątkowych uznała za nieświadome pomyłki.

Mimo, że został on oczyszczony z zarzutów, a Jarucka została całkowicie zdyskredytowana, 14 września 2005 roku Cimoszewicz niespodziewanie wycofał się z wyborów prezydenckich. Jak twierdził w proteście przeciwko „deprawowaniu obyczaju politycznego w Polsce przez część polityków i część dziennikarzy”. Jarucka została za posługiwanie się fałszywym dokumentem i składanie fałszywych zeznań przed komisją ds. afery Orlenu skazana w 2010 roku na półtora roku w zawieszeniu na pięć lat.

Dodaj komentarz